Za-bycie
Sankt Petersburg, 12 października 2019
To, co wiemy versus temu, co nas zaskakuje, liniowa narracja przeciwko punktowemu nacięciu, patrzymy i nagle przeszywa nas dreszcz, dostrzegamy coś, czego na pierwszy rzut oka nie było, szczegół, który w nas celuje.
Wiosną 2019 roku w odpowiedzi na studenckie zadanie „Użyj fotografii, by powrócić do konkretnej chwili w przeszłości i odwrócić bieg wydarzeń” zaczęłam intensywnie myśleć o śmierci taty. Odszedł, kiedy miałam 21 lat, w wieku, który osiągnę za niecałe trzy. Z niezrozumiałych dla mnie dziś przyczyn, nie mogłam zobaczyć jego ciała. Zarówno świadomość jego odejścia, jak i proces żałoby rozłożyły się na miesiące, lata; nigdy tak naprawdę się z nim nie pożegnałam.
Podjęłam trud przywołania jego osoby poprzez wspomnienia oraz nieliczny zbiór rodzinnych fotografii, wśród których szczególnie dwa zdjęcia przechowuję w pamięci.
Kadr z wczesnego dzieciństwa, na którym ojciec mnie czule przytula, kojarzy mi się z postacią Madonny. Zestawiam ów obraz z Pietą (za Giovannim Bellinim), do której pozuję z niezwykle podobym do taty, o trzy lata młodszym ode mnie bratem. Linie na ubraniach przecina granica kadru, a jego wypełnieniu przeczy zarówno prześwietlone tło, jak i zalany czernią niedbale rzuconego na odrzwia płaszcza, górny róg obrazu. Tam nic nie ma.
Mocno zniszczona fotografia elegancko odzianego taty, schodzącego z konarów połamanego drzewa, podróżuje ze mną między kartami czytanych książek: prześladuje mnie obraz dużo młodszego ojca. To, co w zdjęciu nieoczywiste, to zarówno strój spacerującego po lesie, ubranego raczej do fotografii niż do obcowania z naturą, ale też szukająca balansu figura oraz układ rąk. Wzrusza mnie lekko zamknięta piąstka prawej ręki, który to gest próbowałam przepracować – znowu – wraz z bratem. Jest jeszcze wyraz twarzy z charakterystycznym pochyleniem głowy oraz delikatnym uśmiechem – to gest, który się powtarza na kilku z dostępnych mi fotografii ojca. Takiego pamiętam, choć czuję, że wciąż szukam doświadczenia Rolanda Barthes’a, znajdującego matkę na fotografii z Cieplarni.
Podejmując tę pracę, nie pamiętałam o Świetle obrazu1, do lektury którego powróciłam kilka tygodni temu. Bardzo mnie wtórnie zainspirowało szukanie zdjęć, które ożywają pod spojrzeniem i wydają tchnienie2. Barthesowskie studium i punctum nie są definiowane wprost, ale obdowane siecią skojarzeń i metafor. O ile studium się obiektywnie powtarza, to „point“ me ma najczęściej charakter jednorazowego, niezapomnianego ukłucia. Jednorodne studium nie stawia pytań i nie budzi niepokoju, natomiast punctum uruchamia cały obraz, wywołuje wstrząs i rani. Kiedy czytam zdjęcia z rodzinnego albumu przy zastosowaniu tych kategorii, dużo się przede mną odsłania, trudno jednak znaleźć punctum – ono jedynie bywa. Zdarza się, że dotknie nas szczegół zdjęcia dotąd nieznanego albo, że zaskoczy nas coś z fotografii widzianej wielokrotnie. I to działa bez wględu na rodzaj fotografii, wyłączając kadry, o jakich Susan Sontag pisała jako „negatywnej epifanii”3. Obrazy okrucieństwa i cierpienia, które wydzierają się kategorii studium i punctum, będąc wyrwą w chęci i możliwości oglądania świata.
Punctum dla Barthes’a jest też tym, co przenosi, co istnieje poza kadrem, zdarza się, że uderza, gdy zdjęcia już nie widzimy. My zamykamy oczy, a szczegół dotyka naszych mitologii. Gdy mowa o tym, co prywatne, a co uniwersalizuje się w powszechnym doświadczaniu utraty, na usta cisną mi się słowa Keathe Kolwitz „figura ojca długo pozostawała zakryta”4. Nie o odkrycie lub obnażenie mi chodzi, raczej o zbliżenie się do wyobrażenia, które w swej realności pozwala na rozstanie. Nie tatę odsłaniam, a siebie. Piszę ten tekst w Sankt Petersburgu, a tutaj zapominit‘ znaczy „zapamiętać”. „Zapomnieć” to zabyt‘. „Za być”. Przekroczyć własny byt.
1. R. Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii, przeł. J. Trznadel, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2008.
2. Określenie wzięte od Marka Bieńczyka ze wstępu do W. Nowicki, Dno oka. Eseje o fotografii, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010, s. 7.
3. S. Sontag, O fotografii, przeł. S. Magala, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2009, s. 28.
4. K. Kollwitz, The Diary and Letters of Kaethe Kollwitz, Northwestern University Press, Evaston, Illinois, s. 117.